Dyrektorzy, prezesi, VIP-y. Magda Gessler zaprosiła na otwarcie swoich restauracji ponad trzysta osób. Nie wszyscy się odliczyli. Wydarzenia nie przegapił obserwator życia towarzyskiego naszej gazety. Na posterunku pozostał do końca. Równie wytrwały, jak muzycy z zespołu Blue Cafe, redaktor od kultury znanego łódzkiego dziennika oraz jego śliczna narzeczona, opuszczali bankiet ok. trzeciej w nocy, gdy obsługa powiedziała w końcu: „zamykamy” i przestała realizować zamówienia.
Pierwsi goście zjawili się już po godzinie dziewiętnastej. Na ich nadgarstkach ochroniarze zawiązali czerwone lub niebieskie nitki, aby łatwo weryfikować, kogo mogą wpuszczać. Do dyspozycji gości były dwie restauracje, z kuchnią włoską, oraz polską. W obu zupełnie inne klimaty; od śródziemnomorskiej elegancji po polskie golonki i taniec na środku sali. Musimy przyznać, że swojskość bardziej przypadła nam do gustu. Tańce i swawole to jest to, co tygrysy lubią najbardziej, te z działów plotkarskich szczególnie.
Włoski szyk, poezja i pyszności w serze
„Marcello Ristorante” restauracja numer jeden Magdy Gessler w Manufakturze. Wejście oświetlone reflektorami, miła obsługa w drzwiach. Zaglądamy dalej. Po lewej stronie wina różowe, po prawej białe. Przy stoliku, oparty o blat Paweł Rurak-Sokal, lider Blue Cafe. Sam.
- A gdzie Dominika – pytamy?
- Rozchorowała się – odpowiada. – Ale jest jej mama. Podobna, prawda?
Mama piosenkarki rozmawia z właścicielką Restauracji Polskiej, konkurentką Gessler. Paweł nieco narzeka, że musi stać. Przyszedł, kiedy wszystkie stoliki były już zajęte. Cały wieczór pił tylko wino „Poeta”.
Magdalena Michalak z TVP miejsce siedzące znalazła, ale była chyba jedyną osobą, która opuściła imprezę po kilkudziesięciu minutach. Pobiła rekord w znikaniu, a raczej opuszczaniu balu „po angielsku”. Pojawiła się, rozsiała powab, dodała szyku i… tyle ją widziano. Pojechała czytać wiadomości.
- Praca… - wyjaśniła na odchodnym.
Przy stoliku obok, polityka zjednoczyła się z kulturą. Prezes Regionalnej Organizacji Turystycznej w Łodzi, a do niedawna polityk i poseł, Sylwester Pawłowski zajadał oliwki, które wyjątkowo mu smakowały. Dyskutował ze swoją imienniczką Sylwestrą (kazała do siebie mówić Sylwia), partnerką Wojciecha Nowickiego, dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi. Katarzyna Zawadzka, właścicielka agencji artystycznej „KDP ART”, w sposób szczególny objadała pizzę. Zjadała tylko jej górną część, a resztę z powrotem odkładała na talerz i układała tak, jakby danie nie było jeszcze naruszone. Wykazała się niezwykłym apetytem. Kelner kilka razy donosił jej nowe porcje.
W końcu całe towarzystwo zapragnęło zmienić lokal.
- Na golonkę – ustalili zgodnie, a ich głos brzmiał prawie, jak „do boju”. Zatrzymało ich tylko jedno; specjał nocy części włoskiej, gorący makaron w sosie z borowików z truflami. Potrawa wjechała na salę w olbrzymim, wydrążonym w środku serze parmezanie.
- Takie przygotowanie nadało jej specyficzny smak – wyjaśnił Kornel Rosa, mistrz włoskiej kuchni. – Wszystkie dania były robione z oryginalnych, sprowadzanych z Toskanii składników.
To, co można było zjeść w „Marcello Ristorante”, zbladło jednak w zestawieniu z menu w drugim otwieranym tej nocy lokalu.
„Polka”
Zupa grzybowa, golonka, biały strogonow, tort, śledzie na czarno w młotkowanym pieprzu, śledzie w oleju pod pierzynką, kurczak po polsku, gęsie pipki z kaszą – to dopiero był przepych. Niebo w gębie. Najbardziej włoskie z włoskich specjałów mogły jechać do domu. Do tego muzyka na żywo, piękne dziewczyny w strojach ludowych, bar do dyspozycji. Żyć nie umierać. Nie dziwi więc fakt, że gości w „Polce” było więcej i bawili się doskonale. W ciągu całej nocy łódzkie VIP-y zjadły ponad osiemdziesiąt golonek, siedemdziesiąt kurczaków, kilkaset kanapek, prawie dwadzieścia kilogramów mięsa gęsiego. Biesiada dla nich przygotowywana była dwa dni. W tany, porwana przez jednego z dyrektorów, ruszyła sama Magda Gessler. Już, już wydawało się, że dołączy do nich komendant Straży Miejskiej. Ostatecznie jednak poprzestał on na obejmowaniu żony (własnej) i oklaskiwaniu bawiących się. Nie udało się zainicjować tradycyjnego, swojskiego węża obiegającego salę. Chętne były tylko dziewczyny w czerwonych koralach. Widocznie dyrektorstwo i prezesostwo stwierdziło, że im tak publicznie pląsać nie wypada.
Na imprezę zostało zaproszonych w sumie ponad trzystu gości. Zauważyliśmy wielu byłych i obecnych dziennikarzy. Zaproszenie otrzymała, jednak usprawiedliwiona nie przybyła, prezydent Hanna Zdanowska. Jak na „Polkę”, brakowało nam również widoku panów w kontuszach z białogłowymi przy boku, czyli przedstawicieli Bractwa Kurkowego. Nie ma się jednak co zatrzymywać nad historią. Magda Gessler zawładnęła Manufakturą. Można rzec, została jej kulinarną cesarzową. Weszła przebojem i ma u siebie tłumy. Ktoś, kto dwa dni wcześniej nie zarezerwuje stolika odchodzi od drzwi restauracji z kwitkiem. Jak na razie pełen sukces.
Zbigniew Heliński